Właśnie zakończyła się wyprawa do Narwiku i przyszła pora na relacje. Wszystko co dobre mija niestety bardzo szybko, zostają potem niezapomniane wspomnienia, którymi teraz chcemy się z wami podzielić. Jak co roku żeby zanurkować w następnym ciekawym i nie tuzinkowym miejscu czekała nas bardzo długa podróż.
Tak się niefortunnie składa że takie miejsca nie leżą w pobliżu naszego miejsca zamieszkania. Dojazd do promu którym popłynęliśmy przez BAŁTYK do Nynesham w SZWECJI przeszedł praktycznie bez zakłóceń, no tylko te korki w Gdańsku…. Przeprawa promowa niesie za sobą zawsze wiele ciekawych, wyprawowych wspomnień. Nieposkromione usposobienia naszej grupy wyprawowej dały upust w miejscach gdzie złocisty napój jest mocno schłodzony i podawany z pianką … Piękny słoneczny dzień przywitał nas u wybrzeży Szwecji, to była dobra zapowiedz nadchodzących dni. Rozpędzeni do granic możliwości wynikających z restrykcyjnych skandynawskich przepisów drogowych, wykręcamy ponad 2000 kilometrów. Podróż przez Półwysep Skandynawski wzdłuż zatoki Botnickiej poprzez Tundrę Laponii i KIRUNĘ była bardzo długa, ale nie powiem że nudna. Krajobraz stawał się coraz bardziej surowy. Podziwialiśmy zasnutą mgłą i oświetlaną słońcem tundrę, gdzie liście karłowatych brzóz zaczęły się już żółcić, chociaż to dopiero koniec sierpnia. Leśne przystanki oprócz oczekiwanego wytchnienia w długiej drodze przynosiły nam niesamowite ilości grzybów, same ich szlachetne gatunki posłużyły nam potem do wieczornej uczty. Wczesnym rankiem dotarliśmy do Kręgu Polarnego, tu czekał nas dłuższy postój, większość naszej grupy przekraczała go po raz pierwszy i oczywiście starym, zwyczajem nowicjuszy czekał tradycyjny chrzest. Myślę ze długo będą mieli co wspominać, a stan ich tylnich części ciała nie pozwoli na szybkie zapomnienie 😉 .Po 24 godzinach jazdy w końcu docieramy do Narviku, który powitał nas pochmurnym niebem i temperaturą 13 stopni C., przy kei stał nasz skipper Gordon z swoją wysłużoną jednostka, która przez następny tydzień była naszym domem. „JANE R”, bo tak się nazywała ta łajba była zbudowana w 1955 roku i swoje lata świetności miała już dawno za sobą, my oczywiście nie daliśmy się zniechęcić „drobnymi” niedogodnościami. Wyprawy, to nie wczasy z rodziną, nie ma tu miejsca na marudzenie i kręcenie nosem na niewygody. Nasz cel to nurkowanie i wraki, które leżą na wyciągniecie ręki. Od miejsca gdzie cumowała nasza krypa było niespełna 5 minut do pierwszego z wraków, ciekawe jest to że następny z nich leżał dosłownie na przysłowiowy rzut beretem. Poranek nie zapowiadał się zachęcająco, niebo spowite ciężkimi chmurami i mżawka nie napawały optymizmem. Od zachodu w oddali widać było jednak nadchodzącą poprawę pogody.
Pierwsze poranne nurkowanie wykonaliśmy na jednym z wraków leżących blisko portu, jakieś niecałe 100 metrów od toru wodnego, był to szwedzki cargo ship M/S STROSSA. Widoczność nie była najlepsza, nie więcej niż 10 metrów, ale wrak był naprawdę imponujący 130 metrów długości, leży na równej stępce i jest w bardzo dobrym stanie, pokrywa go gruba warstwa morskich narostów i jako wrak jest bardzo ciekawym obiektem do nurkowania. Z reguły płytko leżące wraki /ten znajduje się miedzy 15, a 30 metrem /nie zachowują się w tak dobrym stanie, sztormy robią swoje, tu w fiordzie nie ma jednak tak niszczącej siły fal. Mięliśmy więc z Romkiem dużo czasu żeby dokładnie spenetrować tego kolosa, potężne ładownie do których wpływaliśmy, nieprzebrane ławice dorszy, które tu znalazły swoje schronienie, to obrazy które na zawsze zostaną w naszej pamięci. Wrak jest przyjazny dla nurków, niewielka głębokość, dużo otwartych przestrzeni, a i penetracja wnętrz nie przysparza zbytnich trudności. Jedyne co przegania najwytrwalszych i zimno odpornych, to temperatura 5 – 6 stopni, tu nawet suchy skafander nie daje wystarczającego komfortu. Poza Kręgiem Polarnym zasada jest jedna, ciepło jest wtedy, gdy świeci słońce, ale gdy zajdzie błogosławione jest tylko ciepłochronne ubranie. Następnym naszym „olbrzymem” był M/S NEUENFELS niemiecki cargo ship. Nurkowanie było bardzo podobne, wrak wyglądał jakby był siostrzaną jednostką STROSSY. Dziura w burcie po ataku torpedowym była naprawdę ogromna i pozwalała wpłynąć do wewnętrznych pomieszczeń gdzie bardzo trzeba było uważać na niekontrolowane uderzenia płetwami, łatwo jest bowiem wzbić pokłady zgromadzonego osadu i ograniczyć widoczność do minimum. Nurkowanie na angielskim cargo ship „ROMANBY”,który został zatopiony przez brytyjskie niszczyciele HARDY I HUNTER, to nie lada przeżycie. Ten „maluch” ma prawie 160 metrów długości. Okręt stał sie dla wielu członków załogi śmiertelną pułapką. Idąc na dno zabrał z sobą na zawsze 34 marynarzy. Jego ładownie są ogromne, przy widoczności do 10 metrów, gdy do niech wpływaliśmy nie było widać gdzie się kończą. W świetle naszych latarek lustrowaliśmy różne zakamarki, gdzie co chwila natykaliśmy się na liczne relikty przeszłości. Ogrom tragedii jaka tu się rozegrała dotarł do mnie dopiero póżniej, gdy w spokoju przeanalizowałem swoje obserwacje. Kolejny dzień nurkowy to zejście do niemieckiego niszczyciela ” ANTON SZCHMIT”. Zaraz po zanurzeniu stają sie widoczne kontury wraku mocno odcinające się od jasno zielonkawej wody, im głębiej się zanurzamy tym lepsza staje się widoczność, która umożliwiła nam panoramiczne spojrzenie na wrak. Naszym oczom ukazał się stalowy krajobraz, dookoła leżące żelazne elementy i popękana stal pomiędzy którymi można natrafić na drobne przedmioty osobiste czy niekompletne części garderoby. Tutaj zniszczenia po torpedowym ataku są ogromne. Wrak gęsto porastają i zamieszkują przedstawiciele północno-norweskiej flory i fauny, co sprawia że nurkowanie staje się bardzo ekscytujące. Wraz z Piotrkiem decydujemy się na wpłynięcie do wnętrza wraku po drodze mijamy różne pomieszczenia, na końcu korytarza wpływamy do łazienki i tutaj naszym oczom ukazuje się kompletny dobrze zachowany sanitariat z rzędem umywalek, odniosłem wrażenie ze załoga KRIGSMARINE przed chwilą go opuściła. Nurkując w tych ciemnych mrocznych wodach zacząłem zdawać sobie sprawę ze strachu jaki musieli odczuwać młodzi marynarze w ostatnich minutach nieuniknionej katastrofy.
Pogoda w Narviku raczej nas nie rozpieszczała, noce i poranki były zimne i czuło się w kościach ze jesteśmy daleko na północy. Na szczęście znalazły się dwa dni podczas naszej wyprawy które zupełnie nie pasowały do miejsca znajdującego się za kołem polarnym. Pierwszy z tych dni wykorzystaliśmy na niezapomniana wycieczkę. Wyruszyliśmy wcześnie rano koleją w kierunku Kiruny. Żelazna droga wiodła wierzchołkami fiordów. Widoki były przepiękne, słonce wspaniale oświetlało zbocza gór stromo wpadających do gładkiej jak lustro wody. Po przejechaniu kilku stacji kolejowych przyszedł czas na dalsza podroż już na własnych nogach. Schodziliśmy z góry wzdłuż fiordu Rombakken jakieś 6 kilometrów. Widoki zapierały dech w piersiach, strome, skaliste zbocza poprzecinane urwiskami i licznymi wodospadami uświadamiały nam w jak pięknym miejscu się znaleźliśmy. Po kilku godzinnej wędrówce dotarliśmy do samego początku fiordu, gdzie przy kei czekała już na nas „nasza” JaneR. To nie był koniec tak pięknie rozpoczętego dnia, po niecałej półgodzinie płynięcia w stronę ujścia fiordu skipper podpłynął w miejsce gdzie na głębokości 25 metrów spoczywał niemiecki samolot Do-26. Mnie i Romkowi przyszło zadanie odnalezienia go pod woda i zabojkowania. Po krótkim przedstawieniu nam domniemanej pozycji i miejsca spoczynku wraku szybko znaleźliśmy się wodzie. Schodząc w dół wzdłuż zbocza fiordu na głębokości 22 metrów natrafiliśmy na cel naszego nurkowania (wskazówki skippera okazały się bardzo dokładne). Wrak leży pod katem około 30 stopni, wygląda jakby ześlizgnął się ze zbocza fiordu jego dziob i ogon znajduje się w bardzo dobrym stanie są łatwo rozpoznawalne i naprawdę imponujące. Środek samolotu i jego skrzydła , to już inna historia, lewe skrzydło jest złamane i leży na prawej części wraku przykrywając częściowo prawe skrzydło. Przy słabszej widoczności wody wygląda jakby samolot miał tylko jedno skrzydło. Wrak jest definitywnie warty nurkowania i było to znakomite zwieńczenie pięknie rozpoczętego dnia. W drodze powrotnej do portu w Narviku przystanęliśmy jeszcze na dłuższą chwile przy wraku GEORGA THIELE, niestety objęty jest on całkowitym zakazem nurkowania ze względu na bardzo zły stan / trzy lata temu mocno się obsunął i istnieje realne zagrożenie zawalenia /….GEORG THIELE nie wygląda już tak imponująco jak na zdjęciach z przed kilku lat. Bardzo ruszył go ząb czasu i nieprzyjazna północna pogoda, istnieje wielkie prawdopodobieństwo że niedługo nic z niego nie zostanie.
Ostatni dzień nurkowy przeznaczamy na wrak niszczyciela HERMAN KUNNE. Pogoda tego dnia jest znowu wspaniała, słońce bez jednej chmurki na niebie. Ośnieżone, bialutkie szczyty w blasku słońca w połączeniu ze szmaragdowym odcieniem morza tworzą niemal bajkowy widok. Nurkowanie na tym wraku śmiało możemy zaliczyć do najlepszych podczas tej wyprawy. Wrak leży miedzy piątym, a czterdziestym metrem głębokości, mimo że część dziobowa jest mocno zdewastowana przez torpedę to miał bardzo dużo do zaoferowania. Można było zauważyć podnośniki do kotwic, łańcuchy kotwiczne czy też wieżyczkę z której zdemontowane zostało działo. Płynąc od rufy widoczne stawały się zarysy mostka kapitańskiego, który wznosił się nad czerwonym od rdzy pokładem. Pomimo krótkiego czasu jaki spędziliśmy na dole i tak nie obyło się bez dekompresji, która z powodzeniem można było odbyć w płytszych partiach wraku.,
Kończąc nasz ostatni dzień nurkowy zostaje nam do spełnienia jeszcze jeden obowiązek. Nasz skipper Gordon stopuje maszyny na pozycji zatonięcia niszczyciela ORP Grom zaraz u wejścia do fiordu Rombakken. Roberto, Romek i Kiler wrzucają do morza wiązankę biało czerwonych kwiatów. W ten sposób członkowie naszej wyprawy oddają hołd 59 marynarzom pozostającym na okręcie na wiecznej wachcie. Tym akcentem zakończyliśmy naszą przygodę z NARVIKIEM i pomimo uciążliwej podróży jesteśmy zdania że było warto.
Teraz pozostają nam przygotowania do wyprawy przyszłorocznej, nie mniej atrakcyjnej i bogatej w to co jest naszą pasją – wraki … GALLIPOLI to I Wojna Światowa i zupełnie inna historia……
Romano i Generał…..