Luty 2008 roku czekamy na lotnisku Okęcie do odprawy bagażowej, mamy nadzieje ze nasze ciężkie torby nurkowe nie przekroczą wymaganego limitu wagi i nie będziemy musieli płacić za nadbagaż., przed nami lot do Wiednia potem do Doha w Katarze, a z tamtąd już prosto do Cebu na Filipinach, to cel naszej wyprawy….
W zasadzie celem są dwie wyspy Cabilao i Leyte. Czeka nas 50 godzin podróży, wszyscy zastanawiamy się jak to przetrwamy. Po wylądowaniu w Cebu i odebraniu bagażu wszyscy meldujemy się na zewnątrz terminalu przylotów, gdzie odbierają nas trzy busy z bazy nurkowej. Trzy godziny jazdy doprowadza nas na brzeg morza gdzie czeka lódż nurkowa , jeszcze tylko godzina i wyładowujemy nasze bagaże na wyspie Cabilao. Dopływamy póżno w nocy, ale już widać ze męczarnia długiej podróży się opłacała. Po zakwaterowaniu w przytulnych pokojach naszego hotelu nurkowego padamy wszyscy ze zmęczenia. Rano okazuje się ze miejsce jest bajecznie piękne, hotelik mieści się na samej plaży, mamy do dyspozycji basen , restauracje z europejska kuchnia (właściciel bazy i hotelu jest niemcem), lokalne bardzo dobre piwo dolara za butelkę i piękne rafy na wyciągniecie reki. Kierownikiem i prowadzącym divemasterem okazuje się polak Grzegorz, to następna miła niespodzianka, przez tydzień będzie nam pokazywał piękno otaczających wyspę raf. Wyspa jest stosunkowa nie duża znajduje się na niej szkoła i trzy wioski, miejscowa ludność, to przeważnie bardzo biedni ludzie którzy żyją z rybołówstwa. Zycie toczy się tam bardzo spokojnie i powoli, ludzie ci są niezwykle mili i oddani, otaczająca ich bieda nie jest w stanie wymazać z twarzy wiecznego uśmiechu .
Nurkowanie na okolicznych rafach jest jedyne w swoim rodzaju, widoczność dochodzi do 40 metrów, a temperatura wody jest bliska 30 stopni. Ciężko wyrazić słowami piękno okolicznych raf, wiec zamiast słów zapraszam do obejrzenia filmu, który znajduje się na naszej stronie (komentarze mile widziane). Rafy te są bardzo wdzięcznym obiektem do fotografii i filmu przede wszystkim w makro, wszystkie duże ryby pływają bardzo głęboko, wiec są dla naszych oczu niedostępne.
Tydzień w tym fantastycznym, pełnym spokoju i uśmiechu miejscu bardzo szybko minął, teraz czeka nas dziesięciogodzinna podróż na wyspę Leyte. Docieramy na miejsce do bazy która również prowadzi niemiec jest również bardzo ładnie, ale to już nie ta sama atmosfera co na Cabilao. Większy ruch, więcej ludzi którzy cały czas gdzieś się spieszą. Niestety jesteśmy za bardzo oddaleni od miejsca gdzie stoczona była w dniach 23-25 października 1944 bitwa między flotą japońską, a amerykańską, była to największa bitwa powietrzno-morska wszech czasów, wiec nie będziemy mogli spenetrować wraków. Właściciel bazy powiedział ze mamy duże szanse zobaczyć rekina wielorybiego, wiec może trochę zaspokoi to nasz głód wrakowy. Nurkowanie na okolicznych rafach było bardzo intensywne (trzy nurki dziennie), niestety rafy były już dużo biedniejsze mniej ryb, mniej korali i kolorowych ukwiałów, no i najgorsze ze wszystkiego, to, to ze nie zobaczyliśmy w końcu rekina wielorybiego. Nie mogę powiedzieć ze nurki na Leye były nie udane, miały zupełnie inny klimat, na pewno następnym razem wolałbym wrócić na Cabilao, chociaż nie jestem zwolennikiem przyzwyczajania się do jednego nurkowiska. Jest tyle pięknych miejsc na świecie ze i tak za naszego ziemskiego życia nie wystarczy nam czasu żeby wszystkie zaliczyć.
Jeszcze „tylko” 50 godzin drogi powrotnej i czeka nas powrót do rzeczywistości, już w samolocie przychodzą mi pomysły na następne wyprawy………..
Generał….