Przed nami prawie 3000km. do przejechania, w większości drogami przez słabo zaludnioną północ Skandynawii. Jest koniec sierpnia 2006 roku, tym razem naszym celem są Lofoty, 9 osobowa grupa kumpli i przyjaciół już od wielu dni przed wyprawą starała się przygotować niezbędny  sprzęt. Dzień przed wyjazdem pakujemy wszystko do samochodów i przyczepy i zastanawiamy się skąd my mamy tyle sprzętu. Wychodzimy chyba z tego samego założenia ze na taka daleka wyprawę lepiej zabrać niż żałować.
Następnego dnia wcześnie rano ruszamy do GDAŃSKA skąd prom zawiezie nas do NYNESHAM w SZWECJI , podróże promowe maja swój osobliwy klimat przede wszystkim dla braci nurkowej. Promowe bary, będąc na środku morza są dobrym miejscem do wspominania podwodnych przygód.
Po 18 godzinach spędzonych przyjemnie na promie dobijamy do wybrzeży Szwecji, teraz już tylko przed nami czerwony asfalt i aż nie chce mi się myślec ile kilometrów do przejechania. Droga prowadzi nas przez Sztokholm, Uppsale, Umee, Skelleftę, Fuske.
Na pozycji 66,33 przekraczamy kolo podbiegunowe, oczywiście krotki przystanek na wspólna fotkę, łyk gorącej kawy i dalej w drogę. Krajobraz jest bardzo biedny, otacza nas tundra i pustkowie , gdzieniegdzie możemy zaobserwować stada reniferów wyszukujących pożywienia w ubogiej glebie. Już nie pamiętam ile przejechaliśmy kilometrów, ale wreszcie docieramy  do Skutvik gdzie promem udajemy się do Svolvaer już na Lofotach.
Po nie całych dwóch godzinach podróży promem przybijamy na miejsce. Krajobraz i pogoda jest przepiękna, jesteśmy daleko za kołem podbiegunowym a słońce świecie jak w Egipcie i temperatura dochodzi do 25 stopni. Wszyscy jesteśmy zauroczeni pięknem tego miejsca, strome, skaliste góry fiordów wpadają prosto do niesamowicie błękitnego morza. Nie waham się powiedzieć ze jest to jedno z piękniejszych miejsc na ziemi, na dowód tego zerknijcie na zdjęcie krajobrazu na stronie głównej, jest to właśnie widok z naszego okna…
Na pierwsze nurkowanie wybraliśmy podwodne skałki niedaleko naszego miejsca zakwaterowania, dobre miejsce żeby zrobić check diving. Miejsce bardzo urokliwe, widoczność dochodziła do 20 metrów, temperatura wody około 8 stopni , pierwsze co rzuciło się nam w oczy , to mnóstwo jeżowców na dnie. Po udanym nurkowaniu przyszedł czas na  delektowanie się przepięknym krajobrazem, aż nie chciało nam się opuszczać tego miejsca.
Następny nurek, to wrak D/S Ramo norweski statek transportowy zatopiony na niemieckiej magnetycznej minie w 1946 roku. Leży na   piaszczystym dnie na głębokosci ok. 20 metrów. Srodokrecie jest praktycznie całkowicie zniszczone od wybuchu, dobrze zachował się dziob i rufa. Wrak ten daje schronienie wielu stworzeniom morskim.
Podczas następnych dni nurkowych korzystamy z pomocy lokalnej bazy nurkowej z Kabelvaag „LOFOTDYKK” prowadzonej przez MAGNE GOFFENGA ..  Jest to przesympatyczny Norweg, który we wszystkim służy pomocą i radą. Z nim nurkujemy w lesie brunatnic „Kalle”oraz zabiera nas do Raftsundet na nurkowanie w dryfie. Dwa niezapomniane nurkowania pod przewodnictwem super gościa , który na koniec daje nam namiary na wrak leżący w porcie w Svolvar M/S Hamburg.   Wracając do naszego portowego wraku, to jest to, a raczej była niemiecka pływająca przetwórnia ryb zatopiona z dział angielskiego niszczyciela podczas operacji Claymore w 1941 roku.  Wrak leży pod katem 90 stopni na sterburcie na głębokości ok. 23 metrów. Bardzo bobrze zachowany, jak już wcześniej pisałem leżący w porcie, wiec widoczność czasami nie jest najlepsza. My natomiast mieliśmy dużo szczęścia , pogoda i widoczność nam sprzyjała, wiec mogliśmy podziwiać bardzo duże partie tego wraku. M/S Hamburg zrobił na nas tak duże wrażenie ze postanowiliśmy
zanurkować na nim po raz drugi, przy tak dużym statku nie jesteś w stanie zobaczyć wszystkiego za pierwszym razem. Wrak jest warty kilku nurkowań i wszyscy byli zgodni ze jak przyjdzie nam wrócić kiedyś na Lofoty, na pewno odwiedzimy go ponownie.
W przepięknym miejscu i w fantastycznym towarzystwie czas mija bardzo szybko, wiec nie zdążyliśmy się zorientować, a już trzeba było wracać do domu. Oczywiście w miedzy czasie udało nam się również zwiedzić lokalne, ciekawe miejsca. Byliśmy w muzeum II Wojny Światowej w Svolvar gdzie znajduje się bandera z niemieckiego pancernika Tirpitz zatopionego w fiordzie Tromso 12 listopada 1944 roku. Byliśmy również w muzeum Vikingów, gdzie mogliśmy zobaczyć jak żyli ówcześni władcy Skandynawii. Niezapomniany był także przepiękny zachód słońca podziwiany na skalistym brzegu fiordu / Lolowiec / gdzie cala nasza grupa wspominała zaliczone nurkowania przy butelce zimnego piwka. Norweskie fiordy maja niesamowity urok, a Lofoty w szczególności i jest to miejsce gdzie na pewno warto wrócić. Może w drodze do Narviku gdzie wybierzemy się za rok, zanurkujemy ponownie na wraku M/S Hamburg…

GENERAL……..

20090104_87 20090104_71 20090104_57 20090104_53 20090104_51 20090104_48 20090104_31 20090104_30 20090104_26 20090104_25 20090104_23 20090104_9